sobota, 5 grudnia 2015

Rozdział 1. "GDYBY WSZYSTKO SZŁO PO TWOJEJ MYŚLI, BYŁBYŚ NIKIM".



Śnieg padał od samego ranka. Uwielbiałem zimę, zawsze dodawała mi otuchy. Kiedy stawałem przed oknami Hogwartu i spoglądałem na opadający wolno puch czułem, że wszystko jest być tak, jak powinno.
Jedynym minusem tej pory roku był tylko chłód, który panował w lochach, a w Sali do eliksirów szczególnie. Podciągnąłem nosem i przyjrzałem się profesorowi Slughornowi, który stał nad kociołkiem i usilnie próbował zachęcić nas prowadzoną przez niego lekcją.
Ale chyba wolałbym już zjeść pieczonego ślimaka niż stwierdzić, że umie on zaciekawić i zmotywować ucznia do nauki.
                Miał pogodną twarz o przyjaznym usposobieniu. Duże, niebieskie i spokojne oczy spoglądały w tym momencie na jednego z Gryfonów, który udzielał odpowiedzi. Potem uśmiechnął się serdecznie i kontynuował pogadankę, której nikt zdawał się nie słuchać.
                Zwykła sylwetka, a na niej zarzucony brązowy płaszcz. Nigdy nie przypominał mi prawdziwego Ślizgona. Łatwo było nim manipulować, bardzo łatwo wyciągałem te wiadomości, które chciałem usłyszeć.
W sumie to niczym niewyróżniający się nauczyciel, a co dopiero opiekun Slytherinu. Ale musiałem być dla niego uprzejmy i miły.
- Eliksir skurczający, panie profesorze – odpowiedziałem na zadane pytanie. – Posiada wszystkie właściwości, które pan wymienił – dodałem jeszcze, po czym z założonymi dłońmi wyciągnąłem nogi przed siebie.
Jeszcze kilka minut i koniec tej męki, dam radę.
- Świetnie, Severusie – powiedział uradowany moją odpowiedzią nauczyciel. A przynajmniej wyglądał na zadowolonego, nie wiem.
                Po Sali rozległy się śmiechy uczniów, którzy zniekształcali moje imię i ewidentnie próbowali dociąć.
Ale starałem się nie zwracać na to uwagi. To była codzienność. Szydzenie ze mnie stało się największą zabawą osób możniejszych i starszych niż ja.
- Severusie, sprawiasz wrażenie bardzo dobrego z eliksirów. Do owutemów zostało jeszcze tylko trzy miesiące. Pomyśl o tym, kiedy będziesz wybierał przyszłość – rzucił w moją stronę Slughorn, na co ja zdawkowo przytaknąłem głową.
- Tak, Smerkursie. Pomyśl o tym. I pomyśl jeszcze o ciemnej pieczarze, w której się zaszyjesz tworząc eliksiry miłosne, które nie zadziałają nawet na najbardziej naiwną dziewczynę w całym świecie– prychnął mi do ucha jeden z Gryfonów.
                Zlekceważyłem go. Skierowałem wzrok w stronę w stronę szafki z miksturami, a potem na pewną dziewczynę, siedzącą niedaleko niej.
Jasno brązowe, niemalże rude włosy lekko opadały jej na ramiona, a zielone oczy utkwione były gdzieś w przestrzeń, podobnie jak moje. Rumiane policzki uniosły się lekko gdy dziewczyna odwróciła głowę w stronę wysokiego chłopaka, który zajmował miejsce obok niej. Uśmiechnęła się w jego stronę szeroko, a on lekko ujął jej rękę i przycisnął do siebie.
                Lily Evans, najpiękniejsza i najinteligentniejsza dziewczyna w całej szkole, moja dawna najlepsza przyjaciółka, a obecnie dziewczyna Jamesa Pottera, dumnego Gryfona, który zdawał się pozjadać wszystkie rozumy, a może i nawet więcej.
                Mógłbym powiedzieć, że moja własna głupota zaniosła mnie w najgorsze miejsce, w jakim mogłem się znajdować.
Obraziłem ją, powiedziałem o kilka słów za dużo, a ona pod wpływami Pottera zaczęła postrzegać mnie jak najgorszego potwora. Idiotę, na którego nie raczyła podnieść nawet wzroku.
                I wtedy, dokładnie pół roku temu nasze drogi się rozeszły. Ona była szczęśliwa z Jamesem, okularnikiem o jasnych włosach, a ja pozostałem sam kochając dziewczynę, która mnie znienawidziła.
Mogłem mówić, przepraszać błagać, lecz to i tak nie miało sensu. Ona kochała jego, a ja stałem się po prostu tępym Ślizgonem, który w pierwszej lepszej kłótni okazał swoje prawdziwe „ja” nazywając ją szlamą.
                Ale chciałbym tylko aby wiedziała, że były to zapewne najgorsze słowa, jakie w całym moim życiu wypowiedziałem.
Może ona też jeszcze czasami o mnie myślała. Na pewno nie w takim stopniu jak ja o niej, ale może…?
Nie, Severusie. Znowu sam siebie oszukujesz. Lily Evans nie raczy nawet na ciebie spojrzeć, a co dopiero zaśmiecać sobie twoją osobą głowę.
- Eliksir postarzający nie jest trwały, a co dopiero możliwy do oszukania potężnego czarnoksiężnika. Jest to jedna z mikstur, którymi bawią się młodzi uczniowie – odpowiedziała Lily, po czym znowu uśmiechnęła się lekko do Jamesa.
- O to mi chodziło, panno Evans – wyszczerzył się Slughorn. Uwielbiał chwalić uczniów za spostrzeżenia zupełnie oczywiste i przewidywalne. Ciekaw byłem czy też może uważał nas za zupełnych idiotów lub myślał, że w ten sposób nas zmotywuje.
Tak czy inaczej, gadki zawsze mu wychodziły.
- Macie jeszcze kilka minut do końca lekcji – powiedział nauczyciel. – Będę na tyle dobry i oddam je wam do użytku dowolnego. Możecie zostać w sali lub wyjść. A, i nie zapomnijcie o pracy domowej, którą zadałem wam miesiąc temu! Owutemy się zbliżają i powinniście solidnie zabrać się za naukę.
                Lily razem ze swoją paczką liczącą Pettigrewa, Pottera, Syriusza i Lupina wstali, ewidentnie udając się do wyjścia.
Wtem przez moją głowę przeleciała chora myśl. Sam nie wiedziałem co właściwie robię, ale chyba bardziej podświadomie niż racjonalnie szedłem w kierunku Gryfonki, przepychając się przez tłum ściśniętych uczniów.
- Lily, czekaj – krzyknąłem, na co cała piątka skierowała swoje przepełnione zaciekawieniem i rozśmieszeniem wzroki w stronę mojej osoby. Poczułem, że cała pewność siebie w jednej chwili uleciała w górę.
Cholera, co teraz?
- Chciałem porozmawiać, na osobności. Miałabyś chwilę? – niemalże wyjąkałem, a Syriusz Black, wysoki szatyn prychnął, po czym założył ręce na piersi niczym do bitki. Już na samym początku poczułem się na przegranej pozycji.
- Mała, chodź. Nie warto tracić czasu, to przecież tylko Snape – zaśmiał się James, łapiąc dziewczynę pod ramię. – Przecież chyba wolisz wykorzystać ten czas przed obiadem na spacer ze mną, prawda? – mruknął zalotnie, przybliżając swoje usta do jej. Robił to specjalnie, lecz ku mojemu szczęściu Lily odwróciła się, spoglądając z mieszanym uczuciem na mnie.
                Poczułem ciepło w sercu. Patrzyła na mnie.
- Porozmawiamy?  - ponowiłem pytanie.
- No patrzcie, Smerkurs dalej nie rozumie, że Lily nie chce mieć z nim do czynienia – prychnął Syriusz, lecz dziewczyna odwróciła się i spojrzała na niego karcącym wzrokiem.
- Za minutę do was dołączę, idźcie – powiedziała, wprawiając czwórkę chłopaków w widoczne zaskoczenie.
                James tylko mruknął coś w stylu „pospiesz się” i razem poszli przed siebie, wymieniając rozbawione spojrzenia.
Lily odgarnęła długie włosy, a w jej oczach malowała się ciekawość. Jednak nic nie mówiła. Czekała, aż to ja zacznę.
- Trochę czasu już minęło – zacząłem cicho. – W sumie to nie wiem co teraz powiedzieć. Okropnie dużo dla mnie znaczysz i doskonale to wiesz, zresztą znamy się od dziecka. Wiesz również jaki jestem i, że często mówię to, czego tak naprawdę nie przemyślę. Po prostu chciałem cię przeprosić za to, jak wtedy cię nazwałem. Czuję się z tym fatalnie. Czuję się fatalnie z tym, że mnie odpychasz i lekceważysz. Ty i James… mam nadzieję, że jesteś z nim szczęśliwa, choć nie ukrywam, że uważam go za dupka…
- Przyszedłeś mnie przeprosić, ale obrażasz mojego chłopaka? Nie wiem, czy jest to właściwe rozwiązanie – przerwała mi, a jej twarz nie wyjawiała żadnych uczuć, które w tym momencie odczuwała.
To stawiało mnie w jeszcze większej niepewności.
- Lily, przepraszam – jęknąłem. – Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Jestem słaby w przeprosinach, zresztą widzisz, że nie za dobrze mi to wychodzi. Ale nie mogę nic zrobić poza powiedzeniem przepraszam. Zachowałem się tak jak się zachowałem i w żaden sposób tego nie zmienię.  Dlatego mam pytanie. Wybaczysz mi?
                Dziewczyna opuściła ręce wzdłuż ciała i spoglądając w inną stronę podniosłą położoną obok torbę.
- Przejdziemy się wzdłuż korytarza? – zaproponowała, na co przytaknąłem.
                Wkładając dłonie do kieszeni dotrzymałem jej kroku i czekałem aż cokolwiek powie. Jedno słowo. Po prostu chciałem czuć, że nie nienawidzi mnie tak bardzo, jak to wyglądało.
- Severusie, minęło trochę czasu. Wiesz, ja… znamy się bardzo długo i bez zawahania ci przebaczę. Wiele dla mnie znaczysz, od dzieciństwa jesteś kawałkiem mojego życia, ale to nie jest takie łatwe. Wszystko się zmieniło. James i ja… on cię nie lubi. Nie nadajecie na tych samych falach, a ja nie chcę się  z nim kłócić. Utrzymując znajomość z tobą automatycznie stawiam się samą przed wyborem jednego z was. Kocham go i nie chcę, by z twojego powodu czuł się źle.
                Wciągnąłem głęboko powietrze. Czułem się jakby ktoś mnie spoliczkował, jednak nie pozwalałem tego poznać po sobie. Chyba mimo wszystko słabo mi to wychodziło.
- Oczywiście, rozumiem twój wybór. Chciałem tylko przeprosić. Źle czułem się z tym jak cię wtedy potraktowałem, nie racząc zupełnie nic wyjaśnić.
- Stresujesz się testami? – zmieniła temat. Szliśmy wyziębionym korytarzem lochów. Sami, bez żadnych zbędnych świadków. Tylko szkoda, że jako zwykli znajomi, którzy nie są nawet na etapie „cześć”.
- Nie. Staram się nie przywiązywać do tego uwagi, uznawać jako coś zupełnie normalnego – odpowiedziałem zwięźle. – A ty, wiesz już kim chciałabyś zostać?
Dziewczyna zamyśliła się.
- Może i wiem, może i nie. Utrzymam moją odpowiedź w tak niejednoznacznej odpowiedzi jak twoja – dodała ciszej. – A propos tego, że nazwałeś mnie szlamą, to, hm… twój dom odzwierciedla to, jakie cenisz wartości. Czysta krew. Rozumiem cię, Severusie i wiem, że kłamiesz jak pies mówiąc, że tak nie sądzisz.
- Ale nie oznacza to, że oceniam ludzi po okładce. Zwłaszcza ciebie – syknąłem, ale dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Mam rodziców mugoli, ty jesteś półkrwi. Ja jestem w Gryffindorze, ty Slytherinie. Wiele rzeczy nas dzieli i wiedziałam, że prędzej czy później poróżni nas choćby taka rzecz jak czystość krwi. Jesteśmy po prostu inni, zrozum to – podsumowała.
                Tym razem poczułem się, jakby ktoś oblał mnie lodowatą wodą. Mówiła prawdę. Wiele osób traktowałem powierzchownie zwracając uwagę na bycie szlamą. Ale nie ją. Nie tę dziewczynę, która w tym momencie zatrzymała się i spojrzała w stronę drzwi prowadzących na parter. Czułem, że to koniec naszej dyskusji.
- Chciałem tylko żebyś wiedziała, że żałuję – mruknąłem ledwo słyszalnie, ale ona zdawała się tylko zauważać profesora Slughorna wychodzącego z klasy.
                Obdarzył nas krzywym spojrzeniem i mruknął coś o obiedzie, który miał odbyć się za kilka minut.
- Miłego dnia, Severusie – powiedziała krótko i wbiegła po schodach, po czym zniknęła za krawędzią ściany.
                Jamesie Potterze, mam nadzieję, że wiesz, iż posiadasz najlepszą dziewczynę jaka istnieje w całym Hogwarcie. 
_____
Wiem, że krótkie. Ale w tym rozdziale chciałam tylko lekko nakreślić fabułę, także zapewniam, że dalsze części będę pewno dłuższe. 
Miłego tygodnia. ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz